Nie wiedziałem co się działo,
kiedy nad ranem usłyszałem mój telefon. Otworzyłem oczy i spojrzałem
przepraszająco na Johanna, który także się obudził. Widząc na wyświetlaczu imię
siostry mojej ukochanej, serce zabiło mi kilkakrotnie szybciej. Ręce zaczęły mi
się trząść i z trudnością odebrałem. To było coś z Liv, wiedziałem już o tym.
– Halo? – miałem zachrypnięty
głos. Minęła chwilę, nim usłyszałem głos Maren.
– Daniel? Kiedy wracasz? – zapytała. – Liv…
– Co z nią? – zapytałem
przerażony i kątem oka zauważyłem, że Forfang uważnie przysłuchuje się
rozmowie.
– Jest w szpitalu, w ciężkim stanie. Wieczorem nie odbierałyśmy, bo już
wtedy źle się czuła… Później było już tylko gorzej – usłyszałem, że płacze.
– Przyjedź jak najszybciej, ona cię
potrzebuje.
– Gdyby coś się działo, dasz mi
znać?
– Oczywiście, do zobaczenia – rozłączyła się, a ja ukryłem twarz w
dłoniach.
To nie działo się naprawdę, to
nie mogło być prawdą! Miałem ochotę płakać. Dopiero odzyskałem moją ukochaną, a
teraz znów było źle. To musiał być żart, jakiś głupi żart. Usłyszałem jak
Johann wychodzi ze swojego łóżka i chwilę później usiadł obok mnie. Żadne z nas
nie odzywało się przez jakiś czas.
– Co się stało? – zapytał, jakby
bojąc się tego co mogłem mu powiedzieć. Podniosłem na niego wzrok.
– Jest w szpitalu –
odpowiedziałem ledwo słyszalnie. – W ciężkim stanie. Boże, ona nie może… Nie
dam rady – znów ukryłem twarz w dłoniach, czując, że zaraz nie wytrzymam, że
wybuchnę płaczem.
– Wracaj do domu – odezwał się po
kilku minutach. – Liv cię potrzebuje. Sama mi kiedyś powiedziała, że jesteś jej siłą.
Spojrzałem na niego ze
zdziwieniem. Czy ona naprawdę tak powiedziała? Naprawdę tak uważała? Forfang
poklepał moje ramię i wrócił do swojego łóżka, a ja musiałem wrócić.
*
Kiedy tylko wróciłem, od razu
pognałem do szpitala. Serce łomotało mi niemal tak mocno, jak w dniu, w którym
zapadła w śpiączkę. Nie chciałem powtórki, ale z drugiej strony lepiej, gdyby
znów była w śpiączce niż… Nawet nie potrafię tego powiedzieć. Kiedy
dowiedziałem się, w której sali leżała od razu tam pobiegłem. Pod drzwiami
stała Maren, widocznie zdenerwowana, ale jak tu się nie denerwować?
– Cześć – przywitałem się, a
blondynka spojrzała na mnie. – Co jest? Co z nią? Dlaczego tu stoisz? –
zacząłem zasypywać ją pytaniami. Maren westchnęła, a ja przełknąłem ślinę.
Nigdy nie bałem się aż tak.
– Jest źle – chlipnęła. – Serce
tej dziewczyny nie współpracuje z organizmem Liv tak jak powinno. Organizm
uważa je za intruza.
– Spokojnie – nie wierzyłem, że
to powiedziałem. Ja? Ten, który trząsł się cały ze strachu? Przytuliłem Maren,
dodając jej tym samym otuchy. – Będzie dobrze.
– Wierzysz w to? – odsunęła się
ode mnie. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć, bo czy naprawdę w to
wierzyłem? Chciałem, ale…
– Wierzę – uśmiechnąłem się
blado.
Nie wiem ile czasu minęło, ale
kiedy wreszcie mogłem wejść do sali, poczułem okropny ucisk w klatce
piersiowej. Bałem się o nią, znów. Wyglądała okropnie. Była jeszcze bledsza niż
normalnie, a jej ramiona były posiniaczone od igieł. Widząc ją w takim stanie,
zacząłem płakać. Było już tak dobrze, ale jedna chwila wszystko zniszczyła.
Znów leżała w szpitalnym łóżku.
– Nie płacz – usłyszałem cichy
głos i dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że powiedziała to Liv.
Spojrzałem na nią smutno i złapałem jej delikatną dłoń. – Proszę, Dani.
– Nie zostawiaj mnie –
powiedziałem wręcz błagalnie.
– Jestem tu – złapała mnie za
dłoń i uniosła kąciki ust. Widać było, że była zmęczona, ale starała się trzymać
dzielnie. Zawsze była silna i walczyła do końca. Nie poddawała się i byłem
szczęściarzem, że była moją dziewczyną. – Wygrałeś – z zamyślenia wyrwał mnie
słaby głos Liv.
– Wygrałem dla ciebie –
uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po policzku. – Kocham cię.
– Ja ciebie też kocham –
odpowiedziała.
– A teraz zaśnij, musisz odpoczywać
– uniosłem kąciki ust, kiedy zrobiła niezadowoloną minę. Zamknęła jednak oczy,
a ja złożyłem pocałunek na jej czole.
*
– Jak z nią? – usłyszałem pytanie z ust Forfanga, kiedy zadzwonił do
mnie wieczorem. Też się o nią martwił. Oboje naprawdę się lubili i mogłem
powiedzieć, że byli przyjaciółmi.
– Nie najlepiej, ale trzyma się
dzielnie – powiedziałem, siadając na łóżko. – Alex jest bardzo zły?
– Powiedział, że rozumie, ale nie może pozwalać na to, żebyś wyjeżdżał
kiedy chcesz. Mogłeś mu chociaż powiedzieć…
– Wiem – westchnąłem. – Ale to wszystko
działo się tak szybko, musiałem przyjechać jak najszybciej. W końcu… Nie
wiedziałem jak źle było. Potrzebowała mnie, nie tylko ona, jeśli miałbym być szczery.
Maren też się ledwo trzyma. Przecież to takie niesprawiedliwe. Dlaczego, ktoś,
kto stracił rodziców musi przechodzić jeszcze przez coś takiego? Ja czy ty, my
jesteśmy szczęściarzami. Mam wszystko, a one… Cholera.
– Kenneth pytał o Liv – powiedział po dłuższej chwili. Już nawet nie
miałem siły, żeby się złościć. – Mogę mu powiedzieć?
– Powiedz. Powiedz mu, że serce
jego kuzynki nie pomogło.
– Wiem, że jesteś zły, ale przestań.
Miał rację. Musiałem przestać,
ale co mogłem poradzić na to, że takie sytuacje mnie przerastają. Bałem się.
Przecież, gdybym ją stracił… Odchodząc, zabrałaby mnie za sobą.
– Wiem – westchnąłem. – Powiedz
mu. Jakby się coś działo, dam znać.
Już dawno opuściły mnie wszelkie
siły. Strach paraliżował każdą komórkę mojego ciała, a ja nie byłem w stanie
normalnie funkcjonować. Nie mogłem się na niczym skupić, chociaż robiłem
wszystko, żeby przestać myśleć o tym co mogło się wydarzyć.
--
--
Hej! ;*
Po pierwsze to straszliwie przepraszam za nieobecność na Waszych blogach. Poprawię się już dziś, wiem, że u niektórych mam ze dwa rozdziały w plecy, ale przeczytam wszystko :)
Po drugie, jak na lato to okropna pogoda. Mam nadzieję, że w niedziele będzie lepiej, bo jadę na zawody motocross i mam nadzieję, że nie zachoruję.
Po trzecie (spokojnie, ostatnie :D), dzisiaj przychodzę do Was z dziewiątym rozdziałem (krótkim niestety...), czyli przedostatnim. Za dwa tygodnie kończymy z Danielem i Liv. Czy tylko mi smutno z tego powodu? :C
Ściskam i do kolejnego. ;**
Mnie też jest smutno. :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Liv wróci do zdrowia.
Czekam na kolejny.
Buziaki. ;*
mam łzy w oczach
OdpowiedzUsuńnie, Liv nie może umrzeć! ;_; organizm musi znów zacząć traktować serce kuzynki Kenny'ego jak swoje...
eh, nie jestem w stanie nic skleić, idę płakać ;_;
Jestem :)
OdpowiedzUsuńCo Ty tu znów narobiłaś?! Przecież miało być już dobrze!
To niemożliwe, że Liv znów w szpitalu :(
W następnym rozdziale widzę ją pełną sił i z ustabilizowanym sercem, jasne?
Pozdrawiam ;*
No i takie rzeczy robisz w przedostatnim rozdziale?! Mamy się bać teraz przez dwa tygodnie, jak to się skończy, nie? :P Ja tam lubię happy endy. Kto się podpisuje pod petycją o dobre zakończenie?... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znad wzburzonego Bałtyku ;)
O matko i córko...
OdpowiedzUsuńI co powiedzieć w takiej sytuacji? ;o
Cześć :D
OdpowiedzUsuńJuż koniec? Ale jak to? Nieee... Żartujesz prawda?
Jeju, co teraz? Przecież nie może to się tak skończyć? Kolejny przeszczep? A co jak nie znajdą dawny? Aż boję się pomyśleć :(
Biedna Liv. Biedny Daniel. Biedna Maren :(
Powiedz, że się ułoży. Powiesz?
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :D
Buziaki ;*
Dziwnie troszkę, że to już przedostatni rozdział.. :(
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że nie skończy się w to w ten zły sposób. Smutna ta historia, ale wierzyłam, że zakończy się happy endem. :/
Cholernie szkoda mi Liv. Dlaczego ta dziewczyna musi tak cierpieć, co? Jest młoda, powinna szaleć i czerpać z życia, a tak naprawdę nie może, bo jej stan zdrowia nie zadowala. Nie chcę myśleć co by było gdyby...
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam. ;*
Melduję się!
OdpowiedzUsuńJak to kończymy? Już? O.o
Jejciu, mam nadzieję, że jednak to wszystko dobrze się skończy. Wiem, nadzieja matką głupich, ale chyba tylko ona w tym momencie pozostała. Strasznie mi szkoda Liv. Biedna dziewczyna. Dlaczego tak młode osoby muszą tak cierpieć? :( No i Daniel, jego też mi okropnie szkoda, wszystkich... Smutno.
Weny!
Buziaki :**
Z tym, że za chwilę koniec to chyba sobie żartujesz...
OdpowiedzUsuńPrzecież ja ich kocham!
Nie możesz mi ich tak po prostu zabrać. :( To nie fair, moja droga. :'(
A co do powyższego rozdziału to jestem wstrząśnięta.
Liv ma się gorzej...
Boże, dlaczego to spotyka akurat ją? Zawsze, gdy widzę takie okoliczności, zadaję sobie jedno pytanie: Dlaczego ludzie, którzy chcą żyć, muszą o to życie walczyć, bo choroba stopniowo ich wykańcza, a ludzie zdrowi, pełni sił zabierają sobie to życie? Paradoks. :x
Właśnie. Daniel wygrał. Wygrał dla Liv. Teraz ona musi wygrać. Dla niego. Dla nich. Dla siebie...
Jejku, chce mi się płakać. :'(
Dlatego kończę...
I czekam na kolejny. Ma nadzieję, że szczęśliwy, bo jak nie... to Cię znajdę! ;)
Buziaki ;*
Dlaczego wszystko musi się psuć? Dlaczego przeszczep się nie przyjął? A mogło być w porządku. Mogło się udać...
OdpowiedzUsuńWszystko zmienia też fakt, że to już przedostatni rozdział. Boję się tego zakończenia, bo moze nie być happy endu. Tylko co stanie się z Danielem, gdyby.... Nie, nie będę o tym myślała. Miejmy nadzieję, że wszystko się uloży.
Czekam.
Pozdrawiam!
Hej, wybacz mi to spóźnienie... :)
OdpowiedzUsuńJak to Liv znowu w szpitalu? To żart, tak? Sen? Koszmar? Przecież zapowiadało się na szczęśliwe zakończenie no i... no właśnie. Jakie zakończenie? Mam nadzieję, że nie zostawisz nas ze łzami w oczach. No, chyba że łzami radości.
Pozdrawiam :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńOgromnie szkoda mi Liv! Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jak nie odbierała, myślałam, że chodzi o coś innego, ale aż tak :(
Wszystko było na właściwej drodze, a znów się wali :/
Dobrze, że Daniel jest obok.
Faktycznie, jest jej siłą i w jakiś sposób napędza ją do życia.
Ciekawe jak zareaguje Kenneth.
Niedługo koniec? Dlaczego? :''''((((
Buziaki ;***
Ojejku! Lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń