Czasami zastanawiałem się, czy
kiedykolwiek się obudzi. Minęło przecież tak wiele czasu, a ona wciąż była w
śpiączce. Lekarze mówili, że jej stan był stabilny i nie ulegał pogorszeniu od
kilku tygodni, ale nie było lepiej, nie budziła się. Gdybym tylko wiedział od
początku, może zdołałbym jej pomóc. Może nie doszłoby do tego, że od dwóch
miesięcy była w śpiączce. Po drodze do szpitala zajechałem do kwiaciarni, w
której zawsze kupowałem kwiaty dla Liv. Uwielbiała tulipany, więc od razu
wybrałem bukiet złożony z tych kwiatów. Pod budynkiem szpitala zaparkowałem tam
gdzie zwykle. Wyglądało to jakby to było moje miejsce. Nie mogłem nic poradzić
na to, że musiałem do niej przychodzić i być przy niej. Chciałem, żeby się
obudziła i spojrzała na mnie tymi pięknymi błękitnymi oczami, żeby jej usta
wykrzywiły się w uśmiech i, żeby powiedziała, że nigdy nie odejdzie, że nigdy
mnie nie zostawi. Drogę na drugie piętro pokonałem szybko, znałem już ją zbyt
dobrze. Na korytarzu minąłem kilku pacjentów, którzy na mój widok się
uśmiechnęli. Ja nie miałem na to najmniejszej ochoty. Jedyne czego chciałem to
znów zobaczyć uśmiech mojej ukochanej. Kiedy chciałem już złapać za klamkę i
wejść do środka, drzwi się otworzyła, a przede mną pojawiła się starsza siostra
Liv, Maren. Widząc mnie uśmiechnęła się blado.
– Jak z nią? – zapytałem o to, o
co pytałem za każdym razem. Stojąca przede mną blondynka o nieco ciemniejszych
oczach od swojej siostry, głośno westchnęła. Już znałem odpowiedź.
– Bez zmian – pokręciła głową. –
Wciąż liczą na poprawę
– Ja też – szepnąłem i wolną
dłonią przejechałem po twarzy. Maren przeniosła wzrok na bukiet kwiatów, który
trzymałem.
– Spodobają jej się
Kiedy tylko się pożegnaliśmy, a
dwudziestopięciolatka zniknęła za drzwiami oddziału kardiologii, wziąłem
głęboki oddech i wszedłem do sali. Ten widok za każdym razem działał na mnie
tak samo. Byłem przerażony ilością kabli i w takich momentach, kiedy na nią
patrzyłem, zdawałem sobie sprawę jak ta sytuacja była beznadziejna. Leżała tam,
pośród tych wszystkich maszyn, moja mała, krucha i delikatna Livka. Opadłem na
krzesełko obok łóżka, a kwiaty włożyłem do pustego wazonu. Pod powiekami znów
zbierały się te przeklęte łzy. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i złapałem w nią
kosmyk jej jasnych włosów. Nigdy nie lubiła, kiedy ktokolwiek bawił się jej
włosami, a ja byłem jedyną osobą, której na to pozwalała.
– Hej – szepnąłem i pogładziłem
ją po policzku. – Przyniosłem ci kwiaty.
Była wszystkim czego
potrzebowałem. Kiedy trafiła do szpitala, zdałem sobie sprawę jak bardzo się o
nią bałem. Jak bardzo potrzebowałem jej w życiu codziennym. Doskonale
pamiętałem nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek… Wszystko. Nawet nie
zauważyłem, kiedy stała się całym moim światem. Dlatego chciałem, żeby na tym
to się nie skończyło. Marzyłem o tym, by kiedyś wspominać także oświadczyny,
ślub czy narodziny naszego dziecka. Zadziwiało mnie to, że myślałem o niej aż
tak poważnie. Przecież kiedyś broniłbym się od tego typu rzeczy rękoma i
nogami, a teraz? Miałem nadzieję, że kiedyś, za kilka lat, to stanie się
rzeczywistością. Jednak tylko i wyłącznie z Liv. Johann nie raz mi mówił, że
chyba oszalałem i mam nierówno pod sufitem. Może coś w tym było, za każdym
razem kiedy się nad tym zastanawiałem, dochodziłem do wniosku, że miał rację.
Naprawdę oszalałem. Westchnąłem ciężko i nachyliłem się nad nią, a później
złożyłem na jej bladym czole pocałunek. Później przeniosłem usta na jej wargi i
tam także pozostawiłem po sobie ślad. Były to jedyne usta, które chciałem całować
do końca życia.
Byłem bezsilny. Gdybym mógł,
zrobiłbym dla niej wszystko. Wszystko, by tylko się obudziła i znów była tą
cudowną Liv, którą kochałem. Zacząłem płakać. Ostatnio zdarzało mi się to coraz
częściej. Bałem się o nią, cholernie się bałem. Nie chciałem dopuszczać do
siebie złych myśli, ale czasami, kiedy siedziałem tak przy niej, trzymałem ją
za rękę, nie potrafiłem inaczej. To trwało już tak długo. Nie raz słyszałem, że
powinienem zacząć żyć na nowo. Zamknąć poprzedni rozdział i otworzyć nowy. Nie
potrafiłbym tak, nie umiałbym zapomnieć o Liv i spotykać się z kimś innym. Poza
tym to byłoby bardzo nie uczciwe w stosunku do niej. Zresztą… Żadna inna
kobieta nie równała się z nią. Byłem święcie przekonany, że nikt inny nie
działałby na mnie tak jak ona. Wystarczyło jej spojrzenie, a ja się topiłem, każdy
jej dotyk, sprawiał, że moje serce biło z niewyobrażalną prędkością, a kiedy
mnie całowała, świat wirował, nogi odmawiały posłuszeństwa i była tylko ona. Nie,
zdecydowanie nie mógłbym być z kimś innym.
– Danny?
Czyjś głos wyrwał mnie z
zamyślenia. Szybko wytarłem twarz dłonią i odwróciłem się w stronę drzwi, gdzie
zauważyłem Johanna. Patrzył na mnie z współczuciem, chociaż oboje doskonale
wiedzieliśmy, że nigdy tak naprawdę się nie dowie, jak się czułem. Westchnąłem
i znów spojrzałem na blondynkę.
– Wciąż nic się nie dzieje –
powiedziałem po kilku minutach. – A ja z każdą chwilą tracę ją
– Liv jest silna, obudzi się i
porządnie cię opieprzy za zarywanie nocy i treningów – nie spostrzegłem, kiedy
znalazł się przy łóżku. Patrzył na nią łagodnym wzrokiem. Też za nią tęsknił,
zresztą wszyscy za nią tęsknili. Miała w sobie coś takiego, że wystarczyło pięć
minut rozmowy z nią i mogła zaprzyjaźnić się z każdym. Maren mówiła, że często
przebywali tu chłopacy z kadry, kiedy mnie nie było. Nigdy ich nie widziałem,
jedynie raz wpadłem na Stjernena, ale nie miałem wtedy nawet ochoty na rozmowę
z nim.
– Co jeśli nie jest wystarczająco
silna? – pytanie, które krążyło w mojej głowie od kilku tygodni, wreszcie
wyszło z moich ust. – Może powinienem przestać mieć nadzieję – szepnąłem.
Forfang spojrzał na mnie jakbym powiedział, że niezjadliwe ciastka Fannemela są
moją ulubioną przekąską.
– Nie rób jej tego – pokręcił głową
i spojrzał na mnie. – Ona wciąż się trzyma dzięki naszej nadziei. Wróci, ale
musisz w to wierzyć.
*
Nikt nie potrafił mnie zrozumieć.
Wszyscy mnie wypytywali po co do niej codziennie jeździłem, mówili, że to bez
sensu, że powinienem zacząć żyć. Jak miałem żyć bez niej? To ona była całym
sensem tego całego świata, była wszystkim i nie mógłbym przestać. Nawet Johann
zdawał się nie rozumieć dlaczego to wszystko robiłem, dlaczego wciąż ją
odwiedzałem, chociażby po to, żeby złapać jej dłoń. W takich momentach chciałem
go zapytać co on by zrobił, gdyby to Celina była na miejscu Liv. Zwykle
starałem się jakoś ogarniać i nie zaczynać niepotrzebnej kłótni.
– Cześć, przystojniaku –
usłyszałem przy uchu, kiedy razem z Kennethem siedziałem w jakimś klubie w
centrum miasta. Ostatnie czego chciałem to, żeby jakaś nawalona laska mnie
podrywała. Czuć było od niej alkoholem jak wprost z kieliszka, który stał
przede mną. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu ratunku, ale zauważyłem, że
Gangnes gdzieś zniknął. – Może zabierzesz mnie do domu? – kiedy to usłyszałem,
zacząłem się gotować. Z chęcią odepchnąłbym tę napaloną dziwkę, ale byłem zbyt
rozpoznawalny, a dookoła roiło się od ludzi, którzy z chęcią wykorzystali to
przeciwko mnie.
– Nie – powiedziałem, siląc się
na obojętność, ale jak tu być obojętnym? – Odwal się
Po co zgadzałem się na wyjście do
klubu? Na dodatek Kenneth gdzieś zniknął.
– Świnia – powiedziała i już
chwilę później szła w stronę kolejnego niczego nieświadomego faceta. Przez
moment nawet zastanawiałem się dlaczego zostałem nazwany świnią, ale
najważniejsze było to, że odeszła i znów zostałem sam.
– Co jest? – obok mnie opadł
Kenneth, który wyglądał jak wypompowany z energii. Spojrzałem na niego i od
razu, uniósł dłonie w geście obronnym. – Miałeś odpocząć od tej sprawy z Liv.
– Nie umiem od tego odpocząć
Tak, byłem marudny. Jeszcze
bardziej niż normalnie, ale co miałem poradzić na to, że absolutnie nic nie
mogło sprawić, że chociaż na moment bym zapomniał. Nawet na belce startowej nie
potrafiłem odrzucić tych myśli. Zdawałem sobie sprawę, że denerwowałem
wszystkich dookoła, ale nie potrafiłem się inaczej zachowywać. Mój cały świat
był w szpitalnej sali, który, powoli, z każdą sekundą traciłem.
– Wiesz, że my, cała drużyna,
jesteśmy z tobą? Możesz na nas liczyć – poczułem jak Gangnes klepie mnie po
ramieniu. – Nie ważne o co chodzi. Może i czasami zachowujemy się jak
gówniarze, ale…
– Wiem, Kenny, wiem – przerwałem mu.
– Jedyne czego potrzebuję to tego, żeby się obudziła. Z resztą sobie poradzimy.
– Pamiętasz jak Hauer was
przyłapał? – zapytał, a ja na samo wspomnienie się zaśmiałem. Nikt nie potrafił
tak wyczuć czasu jak Joachim. Liv była kompletnie zawstydzona, tym bardziej, że
zdążyłem zdjąć z niej sukienkę.
– Czy jest ktoś kogo on nie
przyłapał? – wywróciłem oczami.
– Fannemel
– Tylko dlatego, że nie ma
dziewczyny. Gdyby kogoś miał, mógłbym się założyć, że i im złożyłby
niespodziewaną wizytę – wziąłem do ręki kieliszek. – Potrzebowałby pewnie cukru
– zaraz po wypowiedzeniu słów, wypiłem zawartość. Nie potrzebowałem tego, bo
nawet alkohol nie mógł zagłuszyć myśli o Liv.
– Byłem dziś u Liv – po kilku
minutach odezwał się Kenneth. Spojrzałem na niego i oczekiwałem na resztę. –
Znów będą jej robić transfuzję, dałem jej swoją krew.
*
Dzień po imprezowaniu (o ile
można to było tak nazwać) z Kennethem, miałem spotkać się z Maren. Nie chciałem
przychodzić do jej mieszkania, bo wspomnienia spędzonych tam chwil z Liv, były
zbyt silne. Postawiliśmy więc na szpital. To właśnie tam oboje spędzaliśmy większość
naszego czasu. Zwykle jednak mijaliśmy się lub siedzieliśmy w ciszy. Teraz
mieliśmy rozmawiać. Sam to zaproponowałem, bo doskonale wiedziałem, że
wiedziała więcej o stanie siostry. Chciałem chociaż w pewnym stopniu mieć pojęcie
co się działo z moją ukochaną. Lekarze mi nic nie mówili. Nie byłem z rodziny,
więc wszelkie informacje na temat zdrowia Liv musiałem wyciągać od jej siostry.
Liv nie miała więcej rodziny.
Kiedy tylko się o tym dowiedziałem i widziałem jak wiele ją kosztowało
opowiedzenie mi o wszystkim, zrozumiałem, że byłem szczęściarzem. Ja miałem
rodzinę, chociaż wciąż na nią narzekałem. Zadałem sobie wtedy pytanie, co bym
czuł gdyby ich zabrakło. Co bym czuł? Nie umiałem sobie wyobrazić tego, że
mogłoby ich nie być. Wspierali mnie i, mimo że czasami wtrącali się w moje
sprawy, byli najważniejsi. W ogóle wydawało mi się, że w pewnym stopniu dojrzałem
przy niej. Spojrzałem na wiele spraw inaczej i zrozumiałem to czego nie
rozumiałem wcześniej. Czasami nadal zachowywałem się jak gówniarz, ale na
poważne sprawy patrzyłem tak jak należało.
Kiedy miałem jechać do szpitala,
jak na złość, mój samochód padł. Myślałem, że uderzę moją głupią głową w coś
twardego. Zdenerwowany wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Johanna, ale nie
odbierał. Spróbowałem jeszcze raz. I kolejny. Dopiero za trzecim razem odebrał.
– Potrzebuję cię – westchnąłem. –
Zawieź mnie do szpitala
– Ale, że teraz? – jęknął niezadowolony.
– Tak, teraz. Tylko pośpiesz się –
powiedziałem i się rozłączyłem. Wiedziałem, że się zgodzi. Nawet nie musiał nic
mówić. Kiedy na niego czekałem, myślałem, że z tych nerwów zemdleję. Z każdą
mijającą minutą, coraz bardziej wyzywałem i samochód i Forfanga. Kiedy wreszcie
się pojawił, wsiadłem do jego auta na fotel pasażera. Spojrzałem na niego i
parsknąłem śmiechem. Teraz wiedziałem, dlaczego tak długo mu zeszło i czemu nie
kwapił się do odebrania dzwoniącego telefonu. Spojrzał na mnie pytająco, ale
się nie odezwał.
– Nie chciałem wam przeszkadzać –
odezwałem się po chwili.
– Nie przeszkodziłeś – odrzekł i
zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
– Koszulkę masz nałożoną na lewą
stronę – wywróciłem oczami. Mógł chociaż zapiąć kurtkę, to bym nie zauważył.
Nie odpowiedział, jedynie
spojrzał na wystający kawałek materiału i uśmiechnął się pod nosem. Odwróciłem
głowę w stronę bocznej szyby i wyjrzałem przez nią. Mijaliśmy kolejne ulice,
zbliżając się tym samym do celu. Znów zacząłem myśleć o blondynce, która
właśnie leżała podłączona do różnych maszyn w sali szpitalnej, w której ostatnimi
czasy spędzałem więcej czasu niż w domu. Johann nawet próbował nawiązać ze mną
jakąś rozmowę, ale musiał zauważyć, że nie byłem w nastroju, bo odpuścił. W
pewnym momencie usłyszałem ulubioną piosenkę Liv, którą ustawiłem sobie na
dzwonek. Wszystko mi o niej przypominało i chociaż cierpiałem z tego powodu,
dawało mi to zarówno siłę do walczenia o nią dalej. Wyciągnąłem komórkę i
zerknąłem na ekran. Nieznany numer. Chociaż, gdy tak na niego patrzę, to go
kojarzę. Nie mogę sobie jednak przypomnieć skąd. Jakiś głos w głowie
podpowiadał mi, że to może mieć związek z moją Livką. Przejechałem palcem po
ekranie i przystawiłem urządzenie do ucha.
– Halo? – odezwałem się dopiero
po chwili, a mój głos był nienaturalnie zachrypnięty. W głębi strasznie się
bałem, nie wiedząc dlaczego.
– Tu Maren – odezwał się miły głos. Teraz wiedziałem skąd kojarzyłem
ten numer. Siostra mojej dziewczyny kilka razy już do mnie dzwoniła, ale ja
wciąż nie zapisałem jej w kontaktach.
– Zaraz będę, samochód mi się
zepsuł. Johann mnie podwozi – powiedziałem nim zdążyła coś powiedzieć.
– W porządku, ale… – urwała, a w
mojej głowie pojawiły się dziesiątki złych myśli. Wszystkie dotyczyły jednej
osoby.
– Coś się stało z Liv? –
zapytałem przerażony, a Forfang, który niechcący przysłuchiwał się rozmowie,
gwałtownie zahamował. Obawiałem się najgorszego.
--
Witajcie!
Wreszcie, po miesiącu, przychodzę z pierwszym rozdziałem. Powiem Wam, że jestem nawet zadowolona. Wszystko wyszło tak jak miało, więc nie mam powodu do narzekań.
Jestem ciekawa Waszych opinii :)
Rozdziały tu będą się pojawiały co dwa tygodnie.
Aaaa, no tak. Nie, nie zapomniałam o Was (jak mogłabym?). Narobiłam sobie strasznych zaległości, ale ostatnie dni to istne szaleństwo (urodziny, przygotowania do świąt...). Większość Waszych rozdziałów jest już przeczytana, ale jeszcze nie skomentowana. Obiecuję, że po świętach (może nawet wcześniej jak się uda :)) pojawię się z komentarzem u każdej z Was.
To tyle ode mnie. Do następnego!
Pozdrawiam i życzę Wesołego Alleluja! :)
--
Witajcie!
Wreszcie, po miesiącu, przychodzę z pierwszym rozdziałem. Powiem Wam, że jestem nawet zadowolona. Wszystko wyszło tak jak miało, więc nie mam powodu do narzekań.
Jestem ciekawa Waszych opinii :)
Rozdziały tu będą się pojawiały co dwa tygodnie.
Aaaa, no tak. Nie, nie zapomniałam o Was (jak mogłabym?). Narobiłam sobie strasznych zaległości, ale ostatnie dni to istne szaleństwo (urodziny, przygotowania do świąt...). Większość Waszych rozdziałów jest już przeczytana, ale jeszcze nie skomentowana. Obiecuję, że po świętach (może nawet wcześniej jak się uda :)) pojawię się z komentarzem u każdej z Was.
To tyle ode mnie. Do następnego!
Pozdrawiam i życzę Wesołego Alleluja! :)
Obecna!
OdpowiedzUsuńJejku cudowny rozdział! *-*Jak pisałam pod prologiem powoli uzależniam się do tego bloga! Jest taki idealny!
Świetnie opisujesz emocje Daniela,to o czym myśli,to co mówi. Tak naprawdę niczego mi tutaj nie brakuje. Mogłabym czytać i czytać:D
Jestem bardzo ciekawa co się mogło wydarzyć! Mam nadzieję,że to dobrą nowinę usłyszy Daniel od Maren a nie złą...
Powodzenia w pisaniu i do zobaczenia ;**
Buziaki ;** ❤
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo kochana, zwaliłaś mnie z nóg tym rozdziałem. Jest NIESAMOWITY!
OdpowiedzUsuńBiedy Daniel, biedna siostra Liv. Wszyscy są biedni i strasznie im współczuję, bo bycie w takiej sytuacji nie należy do łatwych i przyjemnych. Mam ogromną nadzieję, że Liv wyjdzie z tego, bo czeka na nią ktoś, kto bardzo ją kocha i się o nią troszczy. Niby rozdział smutny, ale pokazuje jaki Daniel jest kochany i troskliwy.
Wszyscy się martwią o zdrowie, a nawet życie dziewczyny, bo skoro nawet koledzy z kadry Tande do niej przychodzą, to widać, że wszystkim po części na niej jakoś zależy. Plus do tego Kenny oddał dla niej krew...
Ale jest też pozytywny aspekt tego rozdziału, dokładniej wspomnienie o Joachimie. Uśmiechnęłam czytając ten fragment.
A za końcówkę powinnaś oberwać. Jak możesz kończyć w takim momencie i nie wyjaśnić co się stało z Liv? Mam nadzieję, że się wybudziła.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę oraz Wesołych Świąt.
Przepraszam za kiepskiej jakości komentarz, ale jakoś nie potrafię się dzisiaj porządnie wysłowić.
Ściskam. ❤
Jejku, niesamowity rozdział, niesamowite opowiadanie ❤ Jedno z moich ulubionych! ❤
OdpowiedzUsuńNo więc, świetnie oddane emocje, opisane tak, że dokładnie wiadomo, co czuje Daniel. Super ❤
Mam nadzieję, że Liv przeżyje i, co więcej, wybudzi się z tej śpiączki. Swoją drogą, jak mogłaś kończyć w takim momencie?! No i co ja zrobię przez te dwa tygodnie? Mam nadzieję, że wytrzymam.
Komentarz krótki, średnio składny, ale jest.
Pozdrawiam bardzo cieplutko,
DarkSide ❤
Melduję się!
OdpowiedzUsuńŚpiączka to coś niewyobrażalnie strasznego, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co musi czuć Daniel. Niby jest tak blisko ukochanej, a jednak tak daleko... mam nadzieję, że telefon od Maren to mimo wszystko jakieś dobre wieści, bo jeśli nie to obawiam się najgorszego...
Czekam na następny i życzę Wesołych Świąt :)
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
witaj, geniuszu! ;*
OdpowiedzUsuńStrasznie, ale to strasznie, współczuję Danielowi... To najgorsze uczucie być tak blisko, na wyciągnięcie ręki od ukochanej, a jednocześnie tak daleko, że nikt ani nic nie jest w stanie określić tej dzielącej ich odległości... Aż człowiek ma dreszcze... ;/
I co z Liv?!?! Kochana, jak mnie możesz z takim oczekiwaniem i bałaganem zostawiać na święta?! ;o ;-;
Czekam na więcej! ;*
Buziam. ;**
Hej kochana jestem i dziękuję za zaproszenie. Jest mi okropnie żal Daniela, współczuję mu
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i zapraszam do siebie na love-me-as.blogspot.com
Jestem!
OdpowiedzUsuńKochana, nie mam pojęcia, jak to robisz, ale po raz kolejny mnie totalnie oczarowałaś, jest genialnie! *.*
Strasznie podoba mi się sposób, w jaki opisujesz emocje, wszystko jest niesamowicie prawdziwe i... takie smutne. Biedny Daniel, szkoda chłopaka. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co musi czuć.
Mam nadzieję że z Liv będzie dobrze. Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Serca nie masz po prostu... :)
Czekam niecierpliwie!
Buziaki :**
wiesz, jakiego fangirlingu dostałam, czytając to...to cudeńko? boziu, niewyobrażasz sobie tego, jak piszczałam i płakałam, haha :(
OdpowiedzUsuńtak bardzo łamie mi się serduszko, czytając o cierpieniu Daniela. naprawdę... czemu on ma taki cięzki los? haha :(
ale trwa przy niej, widać, ze miłość to jedno z najsilniejszych uczuć! nierozerwalne... za nic w świecie.
zaniepokoiła mnie końcówka... czy Livii coś się stało? wybudziła się? *.*
Tobie również życzę Wesołych świąt!! :)
Po prostu... brak mi słów, by cokolwiek tutaj napisać. To jest genialnie cudowne! ♥ Kocham Twój styl pisania, wiem, że się powtarzam, ale trudno..
OdpowiedzUsuńWszystko jest tak pięknie napisane.. Te emocje, przemyślenia Daniela. Szkoda chłopaka, bo tak bardzo kocha Liv i nie chce jej stracić, a los nie jest zbyt łaskawy..
Końcówka - dlaczego skończyłaś w tym momencie? Umrę z ciekawości i strachu o tę dziewczynę. :\
Rozdział cudowny!
Czekam.
Pozdrawiam. ;*
Jejku, jaki ten rozdział jest piękny! ♥
OdpowiedzUsuńTo wspaniałe, że nasz Daniel jest tak zakochany w Liv. ♥
Serce boli, że tak bardzo cierpi, ale jednocześnie raduje się, widząc, jak bardzo zależy mu na dziewczynie. :)
Cieszę się, że skoczek ma takie oparcie w swoich przyjaciołach z teamu. To na pewno bardzo mu pomaga. :)
Johann ma rację, on nie może przestać wierzyć, bo przecież jeżeli on przestanie, to dlaczego dziewczyna ma wierzyć? Dlaczego ma walczyć? A skoro żyje to walczy, tak? :)
Johann to dobry kumpel, bo który poświęciłby się tak bardzo dla przyjaciela? ;) Który przerwałby swoje sprawy? ;) Tą koszulką mnie rozwaliłaś, Kochana! ♥ :D
Ale rozwaliłaś mnie również końcówką. :O
Co z Liv? :O Mam nadzieję, że wszystko dobrze! Że się obudziła! :O
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
Buziaki! :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńO nie.. ja na pewno dwóch tygodni niewytrzymam w tej niewiedzy! Pogadamy później.. mam nadzieję, że wyciągnę coś z Ciebie, chociaż Ty jak zwykle będziesz nieugięta..
Mam nadzieję, że siostra Liv ma dobre wiadomości dla Daniela, bo jak nie.. to znajdę Cię, pamiętaj o tym :D
Smutno tak jakoś się zrobiło.. mój ulubiony Norweg musi tak cierpieć.. za jakie grzechy ja się pytam?!
Chociaż było parę fajnych i śmiesznych fragmentów.. np. niezjadliwe ciastka Fannemela - ten fragment sprawił, że wybuchnęłam dość głośnym śmiechem xD
Okej, na koniec życzę wszystkiego dobrego na Święta, buziaki :*
Jest w tym rozdziale coś... tylko nie wiem, jak to określić. Taka mieszanka. Na pewno jest to bardzo dojrzały i na odpowiednim poziomie tekst, a przy tym na sens... Coś takiego lubię. Mieszanka uczuć.
OdpowiedzUsuńCzyżby się obudziła?
Bardzo słusznie, że jesteś zadowolona.
OdpowiedzUsuńAle tak się nie robi! No jak ja mam tyle wytrzymać, nie wiedząc co dalej?
A tak poważnie - pięknie piszesz i bardzo dobrze się to czyta :)
Jestem!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie do końca doszłam do siebie po tym co przed chwilą przeczytałam. To jest nie do opisania . Wyjątkowe, cudowne, śliczne. Ale żeby skończyć w takim momencie... Proszę cie :'(
Mam jedynie nadzieję, że Maren ma dla Daniela dobre wiadomości. On juz teraz jest wrakiem człowieka, a jakby jej się coś teraz stało? Pfu! Nawet tak mam nie myśleć!
Czekam na wyjaśnienia
Buziaki :*
Hej!
OdpowiedzUsuńNie mogę nie podziwiać postawy Daniela. Mógłby zrobić tak, jak niektórzy mu radzili i po prostu odejść. Nikt by go pewnie nie potępił, ale on woli trwać przy ukochanej i wierzyć, że się obudzi. Jej tak bardzo potrzebna jest ta wiara. Jeśli się obudzi, będzie jej łatwiej, gdy będą przy niej osoby, które cały czas tam były. A może ta końcówka oznacza, że Liv się obudziła? Zdecydowanie wolę zakładać taki scenariusz. Innej myśli, tej złej, nie dopuszczam do siebie.
Poruszający ten rozdział. Głównie z powodu rozmyślań Daniela, który jest tutaj taki dorosły, odpowiedzialny....
Czekam na ciąg dalszy, bo zakończenie..... No, nawet nie chcę nic pisać!
Pozdrawiam!
Eh.. Kurczę, aż nie wiem co napisać! Zatkało mnie, zdecydowanie. Więc będzie krótko kochana, nawet bardzo krótko. ;D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Daniel ma oparcie w kolegach z kadry - to zdecydowanie dobrze dla niego. No i mam nadzieję, że ten telefon od siostry Liv przynosi coś dobrego, a nie jakąś złą wiadomość. Obym się nie myliła. :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny! :)
Pozdrawiam serdecznie! ;*
Jak mogłaś?! W takim momencie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko się ułoży i Liv wyzdrowieje.
Daniel jest cudowny! Taki kochany, dojrzały i odpowiedzialny ideał...
Czekam na następny i życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!
Pozdrawiam Marysiaa :)
Cześć :D
OdpowiedzUsuńRozdział bomba <3 Lubię takie emocjonalne fragmenty.
Daniel jest taki kruchy i zdesperowany. Nie może tracić nadziei. Wierzę, że Liv się obudzi i wszystko się ułoży i Maren nie ma do przekazania żadnych złych wiadomości. Nie chcę, żeby jej się pogorszyło, albo wydarzyło coś złego :(
Czekam niecierpliwie na kolejny :D
Wesołych Świat :*
Buziaki :*
CUDOWNE! *.*
OdpowiedzUsuńJuż powaliłaś mnie na kolana, a to dopiero pierwszy rozdział.
Strasznie mi szkoda Daniela, ale na szczęście przyjaciele starają się go wspierać jak tylko mogą. Oby Daniel nie stracił nadziei, bo wtedy wszystko się sypnie.
Zakończyłaś w takim momencie, że nie wiem jak wytrwam do następnego rozdziału. Oby Liv nie stało się nic złego. Wierzę, że się obudzi i wszystko będzie dobrze.
Czekam na kolejny!
Wesołych Świąt! :*
Buziaki :*
W końcu udało mi się wyrwać z obowiązków świątecznych i dotrzeć tutaj <3
OdpowiedzUsuńNo i... Nie wiem co napisać.
Rozdział jest genialny, z resztą jak zawsze i wszędzie.
Tak bardzo mi szkoda Daniela :( smutełek mnie złapał :(
Mam nadzieję że z Liv jest wszystko w porządku i w końcu się obudziła, bo tak będzie prawda?
Czekam na następny! :*
Wesołych jajeczek 🐣
Łał, nie wiem, czy będę w stanie coś sensownego napisać. Ten rozdział to arcydzieło!
OdpowiedzUsuńDaniel jest taki dojrzały i jednocześnie rozbity, bo jego ukochana leży w śpiączce, podpięta pod setki kabli. To musi być okropne widzieć to i nie móc nic z tym zrobić, jakoś jej pomóc.
Ciekawe, co z Liv. Obudziła się? Mam nadzieję, że jej stan się nie pogorszył.
Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi żal Daniela. Cieszę się, że ma przyjaciół, którzy wspierają go w trudnych dla niego chwilach. Jestem ciekawa tego telefonu. Mam nadzieję, że Maren dzwoni do niego z informacją o stanie zdrowia Liv.
Czekam na następny.
Pozdrawiam :*
Hej kochana !
OdpowiedzUsuńDaniel strasznie kocha i teskni za Liv. To.straszne gdy twoja ukochana osoba cierpi, umiera, albo.jak w tym przypadku jest w spiaczce.
Dobrze ze Tande ma przyjaciol ktorzy wspieraja go za wszelka cene.
Pozdrawiam :*
Witaj Kochana! <3
OdpowiedzUsuńTak bardzo przepraszam Cię za opóźnienie! :(
Nie wiem, który raz już się powtarzam, ale przez maturę nie mam na nic czasu (łącznie ze spaniem) -.-
Obiecuję, że na pozostałe Twoje opowiadani również zajrzę!
Rozdział przecudowny! Niesamowicie długi i przepełniony uczuciami <3
Daniel wpadł po uszy. Widać to na każdym kroku. Jest mi go bardzo żal, ale z drugiej strony znalazł to czego wszyscy tak pragną i ma dla kogo walczyć.
Cieszę się, że przyjaciele go wspierają. Najważniejsze żeby się nie poddawać!
Niech Daniel nie porzuca nadziei!
A końcówka... nawet nie wiesz jak się zdenerwowałam :o
Ale w myślach powtarzam sobie "nic złego się nie stało".
Błagam niech to będzie dobra wiadomość! Może krew Kennetha okazała się dla niej ratunkiem?
Z ogromną niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Jeszcze raz Cię przepraszam :(
Trzymaj się Kochana :*
Pozdrawiam, Camille.
Jestem :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, ale dziś znalazłam chwilę czasu.
Kochana cudowny rozdział!
Zawsze umiesz mnie oczarować poprzez tak wspaniały dobór słów.
Chociaż rozdział nie powiewa optymizmem i sporo w nim smutku.
Przedstawiłaś nam bardzo kochanego Danielka, który naprawdę mnie zaszokował.
Jakoś jestem przyzwyczajona do niego z innym charakterem.
A ta końcówka... Co z Liv??
Mam nadzieję, że wszystko się unormuje.
Wiesz, jak zżera mnie ciekawość.
Nie mogę doczekać się kolejnego!
Buziaki ;***
No nie, w takim momencie kończysz? Gdzie ty masz serce? Prędzej z ciekawości umrę, aniżeli dożyję kolejnego rozdziału :D Mimo wszystko mam nadzieję, że z Liv wszystko jest w porządku. A ten smutek Daniela bije od niego na kilometr. Szkoda mi go, widać, że mu zależy :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę! :))